Żydzi, Polacy i Madagaskar. Rzecz o dziwnych ambicjach kolonialnych

0
294
Madagaskar i Afryka. Fot.: NOAA/unsplash.com

Idea przesiedlenia Żydów na sporych rozmiarów wyspę znajdującą się w zachodniej części Oceanu Indyjskiego nie była – wbrew powszechnemu mniemaniu – pomysłem zrodzonym w umysłach polskich nacjonalistów. Przeciwnie: była to myśl powstała na Zachodzie i popierana zarówno przez tamtejszych antysemitów jak i… samych Żydów o orientacji syjonistycznej.

Syjoniści i antysemici

Europejscy Żydzi to w historii Europy naród szczególny. Choć bowiem mieszkali niemal wszędzie, to tak naprawdę nigdzie nie byli w pełni u siebie. Co więcej, przez stulecia kultywowali tradycje odróżniające ich od dominującej na danym terenie populacji. Oświecenie wpłynęło jednak i na część ich elit społecznych, a wraz z upływem XIX wieku coraz większa grupa żydowskich liderów zaczęła myśleć bądź to o asymilacji – czyli przyjęciu części lub nawet całości obyczajów europejskich i staniu się przedstawicielem jednego z miejscowych narodów – bądź też powołaniu własnego państwa (syjonizm). Obie refleksje zresztą mocno się przenikały, a Żydzi pragnący stworzenia kraju dla swoich rodaków niemal zawsze wywodzili się z szeregów wyznawców nowatorskiego podejścia do spraw etnicznych i zwyczajów. Zanim jednak wspólnota narodowa wskazała Palestynę jako miejsce, w którym chciałaby tworzyć swoje struktury państwowe, pojawiały się różne koncepcje, różne miejsca – w tym Madagaskar.

Pomysł wyjazdu Żydów z Europy – i to wyjazdu dokądkolwiek – popierali oczywiście kontynentalni antysemici. W tym gronie Polacy o tego typu poglądach nie byli ani pionierami, ani wyjątkami. Przypadek naszego kraju był jednak o tyle skomplikowany, że do roku 1918 nie byliśmy władni by kogokolwiek i gdziekolwiek przeprowadzać, zaś odzyskaniu niepodległości nie towarzyszyło nadanie Rzeczpospolitej jakichkolwiek terytoriów zamorskich – Polska odzyskała część terenów tworzących wcześniej państwo niemieckie na kontynencie, ale nie partycypowała w podziale kolonii Cesarstwa Wilhelma II. Mogliśmy więc wysyłać Żydów do kogoś kto chciałby ich przyjąć (co w obliczu dość powszechnych na kontynencie nastrojów antysemickich było jedynie teorią) lub postarać się o nadanie nam skrawka ziemi w innej części świata i zasiedlenie go.

Kolonie? Przede wszystkim dla polskiego rolnika!

Warto jednak pamiętać, że odrodzona Rzeczpospolita była krajem przeludnionym i biednym, więc wyjazdy „za chlebem” dotyczyły przede wszystkim etnicznych Polaków i to głównie dla nich państwo chciało uzyskać kolonie. Madagaskar nie był zaś pierwszym kierunkiem, o jakim myślała krajowa administracja.

Niemała grupa Polaków wyjechała zresztą sama jeszcze przed odzyskaniem niepodległości – a więc bez udziału i nadzoru państwa, którego przecież przed rokiem 1918 nie mieliśmy – do Brazylii. Emigracja trwała również w chwili istnienia Rzeczypospolitej, jednak na oficjalne przekazanie terenów pod kontrolę Warszawy nie zgodził się rząd w Rio de Janeiro.

Próbowano jednak i w innych miejscach. Argentyna, Angola, Gwinea Francuska, Francuska Afryka Równikowa, Mozambik, Gambia czy Liberia, do której wysłano nawet osadników. Te wszystkie plany – podobnie jak i nadzieje na nowy podział terytoriów mandatowych w ramach Ligi Narodów – mimo mniejszych lub większych sukcesów spełzły na niczym. Temat jednak coraz bardziej rozpalał społeczeństwo, także za sprawą aktywności Ligi Morskiej i Rzecznej, przemianowanej później na Ligę Morską i Kolonialną, która w roku 1939 miała około miliona członków. W końcu pojawił się wątek Madagaskaru należącego do naszego najbliższego sojusznika: Francji, a strony wymieniały w tej sprawie dyplomatyczną korespondencję.

Madagaskar – nadzieje i mrzonki

Na tropikalną wyspę mającą – w założeniach entuzjastów projektu – stać się ziemią obiecaną dla rolników z Polski pojechała nawet w roku 1937 specjalna komisja. W jej skład weszli: pracujący w MSZ były adiutant nieżyjącego już marszałka Piłsudskiego major Mieczysław Lepecki, pisarz i podróżnik Arkady Fiedler, dyrektor żydowskiego towarzystwa emigracyjnego „Jeas” Leon Alter oraz ekspert od kibucowego osadnictwa w Palestynie inż. Salomon Dyk. Wszak i polscy Żydzi byli zainteresowani projektem – szczególnie po ograniczeniu przez Brytyjczyków możliwości ich emigracji do Palestyny.

Jako pierwszy raport przekazał Lepecki, który w książce „Madagaskar. Kraj, ludzie, kolonizacja” z roku 1938 wyrażał się optymistycznie o polskim i żydowskim osadnictwie na wyspie. Fiedler z kolei pozostał na Madagaskarze dłużej, a jego opinia była bardziej zachowawcza, żeby nie powiedzieć: krytyczna. W popularnej tuż przed II wojną światową książce „Jutro na Madagaskar!” zwracał m.in. uwagę na fakt, że choć kraj jest znacznie większy niż ówczesna Polska, to obszar objęty rolnictwem zajmuje powierzchnię porównywalną z województwem warszawskim, a olbrzymia większość wyspy nie nadaje się w ogóle pod uprawy ze względu na występowanie tam „różowych ziem” laterytowych. Fiedler zauważał także obecność krokodyli. Możliwość osadnictwa rolniczego pisarz łączył jedynie z regionem Ankaizina, jednak maksymalna liczba przybyszów była – jego zdaniem – niska, a konieczność uprawiania ziemi w zasadzie wykluczała z udziału w projekcie Żydów rzadko przecież trudniących się tą profesją.

Opinia Fiedlera ostudziła zapał polskich władz, jednak – co najważniejsze – rychło we Francji doszło do zmiany rządu i Paryż stracił zainteresowanie projektem. Być może jeszcze kiedyś wrócono by do pomysłu, ale wybuch II wojny światowej, a potem – po 1945 roku – całkowicie odmienna sytuacja geopolityczna zakończyły wszelkie spekulacje.

Polska – poza epizodem związanym z działaniami naszego lennika w czasach Rzeczypospolitej Obojga Narodów – pozostała ostatecznie państwem bez kolonii. Nie powinno to jednak dziwić. W dwudziestoleciu międzywojennym byliśmy krajem dopiero co wyzwolonym spod dominacji sąsiednich mocarstw. Czemu więc mielibyśmy uczestniczyć w zniewalaniu innych? Z drugiej jednak strony posiadanie choć skrawka terenów poza Europą stawiałoby nas w zupełnie innej sytuacji zarówno w trakcie jak i po II wojnie światowej oraz być może umożliwiłoby uratowanie większej liczby polskich Żydów z niemieckiego Holokaustu. To już jednak rozważania z gatunku „historical fiction”.

Michał Wałach

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj