Lodowy biznes. Mało znana historia rodzinnego biznesu Grycanów

0
281
Zdjęcie ilustracyjne. Fot.: Brooke Lark/unsplash.com

Niewiele jest marek tak rozpoznawalnych w naszym kraju jak Grycan. Nie każdy jednak wie, że założył ją 64-latek, dla którego była to kolejna przygoda ze lodową branżą. Zbigniew Grycan – bo o nim mowa – biznes ten ma we krwi. Tą samą branżą zajmował się jego dziadek, a także ojciec. Z branży wywodzi się również jego żona. Trudno o firmę o bardziej rodzinnym charakterze. Ale po kolei.

Historia rodzinnego przedsiębiorstwa Grycanów sięga czasów sprzed II wojny światowej. Grzegorz Grycan, mieszkający w Buczaczu „protoplasta” rodu, sprzedawał tam lody. Wojna doprowadziła jednak do konieczności zaczynania od nowa. Wskutek repatriacji w 1946 roku rodzina Grycanów osiedliła się we Wrocławiu. Tam też syn Grzegorza, Józef, wraz z żoną Weroniką, zamieszkał przy placu Grunwaldzkim. W tej właśnie kamienicy utworzyli lodziarnię. Była ona pierwszą w powojennej Polsce. Na jej szyldzie pojawił się napis „Lody MIŚ – Weronika Grycan”.

Lód zwożony powozem

Zbigniew Grycan już jako młody chłopiec wychowywał się wśród rodzinnego biznesu. A były to doświadczenia odległe od tych znanych z dzisiejszych czasów. Chodzi między innymi o lód wykorzystywany do produkcji popularnego przysmaku. W czasach tuż po wojnie ów surowiec należało zapewnić własnym sumptem.

Jak czytamy w „Dzienniku Zachodnim”, młody Zbigniew obserwował, jak jego ojciec zwozi lody końskimi powozami. Przenoszono je do piwnicy, gdzie leżały obsypane trocinami czekając na nadejście lata. Gdy nadchodził sezon na lodowe przysmaki, rąbano je, by podzielić na mniejsze kawałki. Następnie przesypywano do specjalnych pojemników oraz obsypywano solą. Do środka wkładano zaś kociołek, w którym mieszano przyszły przysmak.

W tym żmudnym procesie stosowano metody dziś już przestarzałe. Jednak w okresie powojennym nie znano choćby freonu czy amoniaku wykorzystywanych do chłodzenia. Jedno jednak pozostaje dziś takie samo jak przed laty – troska o jakość.

System jest jednak podobny i mimo że w naszych fabrykach wykorzystujemy nowoczesne sposoby produkcji, to trzymamy się starych i sprawdzonych przepisów, zachowując ustanowione przez ojca i dziadka najwyższe standardy jakości. Ale widok koni ciągnących wóz na gumowych kołach pełen brył lodu zawsze pozostanie w mojej pamięci – mówi Zbigniew Grycan cytowany przez „Dziennik Zachodni”.

Od Bristolu do Zielonej Budki

Do rozwoju biznesu na dotychczasową skalę przyczynił się już jednak sam Zbigniew. Zaczynał jednak od pracy na „cudzym”. Lecz w nie byle jakim miejscu, bo w pracowni cukierniczej warszawskiego hotelu Bristol. Tam też zjeżdżała się wówczas cała śmietanka towarzyska, w tym goście z zagranicy. W głębokim komunizmie, panującym w Polsce lat 50., hotel stanowił oazę luksusu i „wielkiego świata”. Tam też Zbigniew poznał swą przyszłą żonę Elżbietę, której ojciec był mistrzem cukiernictwa.

Lata komunizmu nie sprzyjały jednak prowadzeniu działalności gospodarczej. Często konieczne okazywało się przedłużanie pozwoleń na kilka lat. Uzyskanie zgody stało pod znakiem zapytania, co zapewniało kolejną dawkę stresu. Wszystko zależało od aktualnej sytuacji politycznej.

Jednak już w 1980 roku Zbigniew Grycan nabył lodziarnię przy ulicy Pułaskiej 11 w Warszawie. Niewielką, choć słynną i kojarzoną ze stolicą Zieloną Budkę. Dzięki odważnemu inwestowaniu w nowe – jak na tamte czasy – technologie i innowacyjnemu podejściu „Zielona Budka” zyskała pod zarządem Grycana jeszcze większą sławę. Transformacja ustrojowa przyspieszyła rozwój firmy, która wkrótce zyskała status przedsiębiorstwa ogólnokrajowego. W latach 90. firma była w pewnym sensie ewenementem. Dysponowała bowiem tylko jedną lodziarnią, a jednocześnie sprzedawała lody w kilkudziesięciu zamrażarkach rozsianych po sklepach całej Polski. Ale nie tylko Polski. Przedsiębiorstwo dokonało bowiem także ekspansji na Syberię.

Tamtejszym mieszkańcom nie brakuje wprawdzie lodu, lecz dzięki Zbigniewowi Grycanowi i jego rodzinie oraz pracownikom mogli poznać także smak polskich lodów. Jednak niezbyt długo osładzały one ich trudne życie, gdyż Rosjanie zamknęli swój rynek przed polskimi produktami. Na domiar złego pod koniec lat 90. Zbigniew Grycan podupadł też na zdrowiu. Utrudniło mu to doglądanie istniejącej wówczas w Mielcu fabryki Zielonej Budki. To wszystko przyczyniło się do podjęcia przezeń decyzji o sprzedaży Zielonej Budki.

Powrót 64-latka do branży

Czas przerwy od produkcji zimnego przysmaku nie trwał długo. Podczas jednego z majowych weekendów Elżbieta Grycan trafiła do Budapesztu. Na tamtejszym Starym Mieście skosztowała lody przywołujące jej na myśl smaki dzieciństwa. Małżonkowie stwierdzili więc, że nie przetrwają bez swojego ulubionego przysmaku. Zdecydowali się wrócić do lodowej gry.

Decyzja nie należała do łatwych. Polski rynek był już wówczas nasycony. Sytuacja wyglądała zupełnie inaczej niż za PRL czy na progu transformacji ustrojowej. Nabycie lodów w Polsce było łatwe, a ich asortyment zróżnicowany. Dlatego też nawet znajomi odradzali Grycanom powrót do branży. Ci jednak nie zamierzali składać broni. Dlatego też w 2004 roku wystartowali z projektem „Grycan – Lody od pokoleń”. Co ciekawe, Grycan założył nową markę w wieku 64 lat. To wiek, gdy większość osób myśli już o emeryturze. Przedsiębiorca nie umiał jednak spocząć na laurach.

Wbrew obawom ostrożnych znajomych firma osiągnęła niebagatelny sukces. Na przykład w 2014 jej przychody przekroczyły o 1/3 te uzyskiwane przez Zieloną Budkę. Klucz do sukcesu? Choćby szeroki asortyment. Jak bowiem czytamy na stronie firmy, wprowadziła ona ofertę 50 smaków lodów jako pierwsza w Polsce. Niebagatelną rolę odegrała także decyzja o sprzedawaniu lodów w galeriach handlowych. Pozwoliło to marce Grycan uniezależnić się od tendencji sezonowych i utrzymać zainteresowanie klientów nawet w zimie.

Rodzina i ethos pracy

Zbigniew Grycan kontynuuje tradycje lodziarskie zapoczątkowane przez jego dziadka i ojca. Jak wspomniano, również jego żona Elżbieta wywodzi się z rodziny z cukierniczymi tradycjami. Z firmą związane są również, choć w różnej formie, córki bliźniaczki: Małgorzata i Magdalena.

Siła rodziny to jeden z czynników decydujących o sukcesie przedsiębiorcy. Drugim jest etos pracy i to pracy „na swoim”. W jednym z wywiadów Zbigniew Grycan chwalił się, że nigdy nie przepracował nawet godziny na państwowej posadzie. Przede wszystkim jednak bohater tego tekstu to człowiek, który od zawsze wiedział, czego chce. I potrafił dopiąć swego.

dr Marcin Jendrzejczak

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj