Pogańscy kapłani, pseudonaukowe eksperymenty i ofiary z ludzi, czyli okultystyczna geneza nazizmu

0
615
fot.: anna_pavlovna / pixabay.com

Niemiecki narodowy socjalizm to jeden z najbardziej zbrodniczych systemów politycznych w całej historii ludzkości. W imię „interesów rasy” – i w oparciu o pseudonaukowe brednie – mordowano całe europejskie narody, przede wszystkim Żydów, Romów i nacje słowiańskie. Okazuje się jednak, że hitleryzm można uznać nie tylko za ideologię, ale także specyficzną i bardzo mroczną religię.

Korzenie przedziwnej „duchowości” nazistowskiej sięgają XIX-wiecznego zamętu intelektualnego, jaki ogarnął Stary Kontynent po epoce oświecenia – gdy rewolucyjne idee zburzyły stary porządek, a ludzie rzucili się na poszukiwania nowej „prawdy”. Myśliciele miotali się wtedy od duchowo-mistycznego romantyzmu (w Europie Zachodniej istotnie odmiennego od jego polskiej, silnie patriotycznej „wersji”), po próbujący wyjaśnić wszystko metodami naukowymi pozytywizm. W skrajnych formach owe tendencje zrodziły z jednej strony fascynację dawnymi, pogańskimi kultami i okultyzmem (którego czołową postacią była Rosjanka Helena Bławatska), z drugiej zaś materialistyczny – a więc odrzucający jakąkolwiek duchowość – marksizm. Koniec wieku to z kolei nakładająca się na wcześniejszy chaos dekadencja.

Owe nurty zdobywały popularność oczywiście również w niemieckojęzycznym kręgu kulturowym – w Austro-Węgrzech i II Rzeszy Niemieckiej – paradoksalnie przenikając się i nabierając cech skrajnie nacjonalistycznych. Tak powstał volkizm łączący w sobie pogański mistycyzm (realnie odległy od tego, w co i jak wierzyli Germanie przed chrystianizacją), fałszywą idealizację starożytnej przeszłości własnej grupy etnicznej i rasizm o (pseudo)naukowych ambicjach.

Jednym z liderów volkizmu był Guido von List – zadeklarowany wróg katolicyzmu, propagator pogaństwa, okultyzmu i… swastyki, która w czasach III Rzeszy stała się symbolem niemieckiego państwa. Inny czołowy przedstawiciel tego nurtu to jego uczeń – wyrzucony z zakonu cystersów (zdaniem części badaczy z powodu czynów homoseksualnych) Jörg Lanz von Liebenfels (w rzeczywistości Joseph Adolf Lanz), kapłan Ordo Novi Templi i zarazem wydawca rasistowskiej „Ostary”, którą czytać miał między innymi Adolf Hitler. Ów ideolog proponował zniszczenie Kościoła, tworzenie ośrodków rozpłodowych mających hodować ludzi w celu odnowy rzekomo niegdyś potężnej rasy aryjskiej oraz palenie „gorszych ras” w „ofierze dla boga”. Wszystkie spośród tych porażających postulatów były realizowane w nazistowskim państwie.

Przyszła hitlerowska wierchuszka najbardziej bezpośredni kontakt z volkizmem miała za sprawą Towarzystwa Thule, do którego należeli – wedle wielu badaczy – sekretarz führera Rudolf Hess, generalny gubernator Hans Frank, autor drugiej najważniejszej po „Mein Kampf” książki nazizmu Alfred Rosenberg i wielu innych. Thule-Gesellschaft była jednak tylko jedną z wielu tego typu organizacji, które rozsiane po niemieckim kręgu kulturowym torowały NSDAP drogę do władzy, a pośrednio także przygotowywały tysiące ludzi do realizowania ludobójczych założeń nazistowskiej ideologii.

Gdy więc ster państwa niemieckiego trafił w roku 1933 w ręce nazistów, niektóre ważne funkcje w rządzie, administracji, wojsku i siłach bezpieczeństwa przejęli pogańscy fundamentaliści nienawidzący chrześcijaństwa, Żydów, Romów, narodów słowiańskich i innych grup uznawanych przez nich za „gorsze” oraz pragnący „przywrócić” istniejącą rzekomo w przeszłości świetność i siłę własnej nacji. I choć nie doszło do oficjalnego ustanowienia germańskiego okultyzmu państwową religią Niemiec, to w sposób na poły prywatny, a na poły publiczny czynili to rozmaici politycy, oficjele i mundurowi.

Najbardziej jaskrawy przykład fanatyzmu w tej dziedzinie stanowi Heinrich Himmler. Dowódca SS pragnął zamienił tę paramilitarną organizację w elitarny pogański zakon i już sama symbolika organizacji wskazuje na okultystyczne inspiracje jej przywódcy. Gdy zaś dodamy do tego zamek w westfalskim Wewelsburgu mającym stać się centrum nowej niemieckiej religii, na którym dochodziło do mrocznych i tajemniczych uroczystości – w tym seansów spirytystycznych, ale też nazistowskich „chrztów” – otrzymujemy naprawdę zatrważającą mieszankę. Warto jednak przy tym podkreślić, że Himmler nie był tylko szalonym pasjonatem pseudonauki, ale także jednym z najgorszych hitlerowskich zbrodniarzy. Wszak to on i jego podwładni budowali i nadzorowali obozy koncentracyjne, zaś sam polityk zaszedł w nazistowskiej hierarchii naprawdę wysoko: kierował nie tylko SS, ale też Gestapo, policją, a w końcu został ministrem spraw wewnętrznych. Mało kto jednak wie, że Himmler zrealizował także inne – poza paleniem „gorszych ras” – postulaty Josepha Adolfa Lanza. Powołał chociażby organizację Ahnenerbe (pl. dziedzictwo przodków) – ośrodek „badawczy” zajmujący się „potwierdzaniem” nazistowskich tez, co doprowadziło m.in. do pseudomedycznych eksperymentów na więziach obozów zagłady. Absurdalna wyprawa grupy niemieckich „ekspertów” do Tybetu mających odnaleźć tam „dowody” na niektóre koncepcje rasowe brzmi przy tym jak niewinna igraszka (choć warto nadmienić, że jeden z jej uczestników w trakcie II wojny światowej selekcjonował więźniów obozów koncentracyjnych w celu stworzenia… kolekcji szkieletów). Innym pomysłem kapłana pogańskiej Ordo Novi Templi zrealizowanym przez Heinricha Himmlera było stworzenie Lebensborn (pl. źródło życia) zajmującego się „hodowlą” ludzi o pożądanych przez nazistów cechach poprzez łączenie w pary osób uznawanych za wartościowe.

Oczywiście można stwierdzić, że poglądy Heinricha Himmlera – uważającego się za nowe wcielenie średniowiecznego niemieckiego króla Henryka I Ptasznika i czerpiącego garściami z idei wieloletniego pacjenta szpitala psychiatrycznego austriackiego okultysty Karla Marii Wiliguta – były wyśmiewane lub przynajmniej traktowane z przymrożeniem oka przez sporą część hitlerowskich oficjeli. To prawda. Prawdą jest jednak także to, że szef SS piął się w nazistowskiej hierarchii i nikt nie doprowadził do jego odwołania. Co więcej, wielu innych prominentnych członków NSDAP samemu korzystało z usług „magów”. W tym szeregu wymienia się zarówno Rudolfa Hessa, którego tajemniczy, samotny lot do Wielkiej Brytanii łączy się właśnie z wiarą w porady „astrologów”, jak i być może nawet samego Adolfa Hitlera. Niemiecki wódz miał korzystać z opinii „czarowników” przed podejmowaniem ważnych decyzji, a niektórzy uważają nawet, że swojego kontr-maga zatrudnili także… Brytyjczycy, którzy chcieli „wiedzieć”, co nazistowskiemu liderowi doradzili jego szarlatani i uderzać w słabe punkty III Rzeszy w momentach najbardziej bolesnych dla führera.

O ile wątek dotyczący takich „asystentów” Hitlera jest przedmiotem dyskusji, o tyle niezaprzeczalnie nazizm nie był wyłącznie ideologią. Zarówno bowiem geneza ruchu narodowosocjalistycznego jak i konkretne działania części jego przedstawicieli wskazują na głębokie inspiracje okultystyczną duchowością neopogańską oraz czerpanie całymi garściami z doktryny volkizmu. To właśnie one stały za niemałą częścią zbrodni wymierzonych w Żydów, Romów, narody słowiańskie, chrześcijan oraz przedstawicieli innych grup uznawanych przez hitlerowców za „niegodne życia”. Inspiracje ideowe są jednak tylko jedną stroną medalu, gdyż za każdą zbrodnią stali konkretni ludzie obdarzeni władzą przez niemałą część narodu niemieckiego.

Michał Wałach

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj